Brunetka
usiadła naprzeciw Benningtona i podała mu szklankę gorącej kawy. Nie odepchnął
jej wzroku, wręcz przeciwnie. Zaczął się w nią wpatrywać jak w zaczarowany
obrazek, jakby mu coś nie pasowało. Jakby jeden element wysunął się pod jego
nieobecność z tej dziwnej układanki, której nie mógł pojąć.
-
Dolałam ci trochę mleka, byłaby zbyt mocna, a jeszcze pewnie chcesz usnąć w
nocy…
-
I tak nie usnę –dodał i upił łyka kawy – Szczerze mówiąc chciałbym z tobą
porozmawiać.
Zdziwiona
spojrzała na niego, ale z wrodzonej ciekawości usiadła obok, chcąc nagonić go
do mówienia. To było bardzo dziwne, wcześniej unikał z nią kontaktów oraz z
innymi ludźmi, a teraz ma wielką ochotę porozmawiać. Czuła się z tym nieswojo,
ale bardzo miło.
-
Chciałbym cię przeprosić…
-
Proszę, proszę… - uśmiechnęła się –
Chester w końcu coś zrozumiał.
-
Przestań – syknął przez zęby, jakby jakakolwiek krytyka z jej strony wzbudzała
u niego jeszcze większą niechęć – Chciałem ci tylko powiedzieć, że z niektórymi
sprawami masz rację – poczuł jej przenikliwy uśmieszek na twarzy – Ale tylko z
niektórymi!
-
Och, przestań. Doskonale wiesz, że to nie o to chodzi.
-
A niby o co?
Carmen
uśmiechnęła się szeroko i dotknęła jego ramienia:
-
Zacząłeś czuć się samotny, tak jak przed kilkoma laty. Pamiętasz te zdarzenia,
to wszystko co cię otaczało. Nie chcesz do tego wracać. Wtedy też taki byłeś. A
teraz po prostu boisz zostać sam.
-
Gdybym tego chciał, zostałbym sam. I nawet wyprosiłbym cię z tego domu.
-
Nie potrafiłbyś - odparła przekonana –
Boisz się samotności. Doskonale o tym wiem.
-
Nie raz zostawałem sam w życiu. Dlaczego takie spostrzeżenia?
-
Bo twoja przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Ciągle wpaja się do twojego
umysłu, śnisz o niej, wprowadza u ciebie stany lękowe, a później pozostawia bez
wszystkiego. Tak jak teraz. Ale teraz widzę, że próbujesz temu jakoś wyjść
naprzeciw.
-
Przestań filozofować Bright – wstał z miejsca i spojrzał z góry na kobietę.
Odzywał się po niej po nazwisku zawsze wtedy, kiedy swoimi słowami zachodziła
za daleko. Może nie miała na myśli zdołowanie go, tylko uświadomienie, że
prędzej czy później i tak do niej wróci, mimo swoich wcześniejszych słów.
-
Chcę ci tylko powiedzieć, że nie musisz się bać, bo sam nie zostaniesz –
porwała mu inteligentnie papierosa z dłoni i wsadziła go do ust – Koniec
rozmowy na dzisiaj i tak się zdenerwowałeś.
-
Bo jesteś cholernie irytująca!
-
A ty jesteś w tej chwili cholernym bucem i ci jakoś tego nie wytykam, panie
Benningtonie.
Nagle
zadzwonił telefon. Kobieta spojrzała na swoją komórkę i widząc nieznany numer
odrzuciła połączenie. Mężczyzna spojrzał na nią pytająco, ale ona wzruszyła
tylko ramionami uświadamiając mu, że nie ma pojęcia o co chodzi. Jednak ona już
wiedziała co może się święcić.
Po
chwili zadzwonił drugi raz. Zdenerwowana przyłożyła telefon do ucha, chcąc jak najszybciej
dowiedzieć się o co chodzi.
-
Cześć kotku, t-t-tutaj Jake, pamiętasz m-m-mnie?
Jak mogłabym zapomnieć półgłówku?
-
Tak Jake, coś się stało?
-
T-t-to ja się p-pytam. Ostatnio u-uciekłaś z klubu.
-
Sprytny jesteś – uśmiechnęła się irytująco i rzuciła – Słuchaj koleś, masz
jakąś poważną sprawę czy zawracasz mi dupę tylko dla twoich widzi mi się?
-
Chciałem się tylko s-s-spytać czy umówiłabyś się ze mną na ka-ka-kawę?
-
A niby dlaczego miałabym to zrobić? – Wiedząc, że gadanie z człowiekiem, który
od pewnego czasu nie daje jej spokoju jest bez sensu, postanowiła po raz
kolejny go spławić – Słuchaj, nie spotkam się na kawie, ani na herbatce, ani na
ciasteczku. Człowieku, dzwonisz do mnie z pięciu różnych numerów od kilku dni,
czy to jest normalne?
- Zrywasz
ze mną?
-
A my ze sobą w ogóle byliśmy? – Spytała zaskoczona – Sorry koleś, sądzę, że i
tak nasza znajomość duża przetrwała.
-
Jakieś dwie n-noce, no prawie, bo je-jedna w połowie.
-
I o to chodzi.
Odłożyła
telefon na drewnianej półce i spojrzała na zaskoczonego Benningtona.
-
Ludzie poznają różnych ludzi w klubie jak są pijani.
-
Kto to był?
-
Nie mam pojęcia, koleś jest jakiś nienormalny. Nie dość, że czasami muszę
czekać kilka minut aż sklei poprawnie zdanie, to jeszcze wydzwania do mnie
kilka razy dziennie i prosi o spotkanie – wywróciła oczami – Nie zdziwię się
jak za niedługo będzie grał serenady pod moim balkonem, bo coś mi się wydaje,
że ten psychopata może być zdolny do odszukania takich informacji – wsunęła
papierosa do ust i dodała – Ludzie są dziwni.
***
-
Kilka koncertów? Zgłupiałeś Shinoda?
-
Pytam tylko tak, nie mówię, że odwołam wszystkie koncerty na raz, ja tylko chcę
byście mnie wysłuchali, bo ta sytuacja też nie jest dla mnie lekka – Spróbował
na jednym wdechu przekonać producentów.
-
Wiemy o Bennintonie, ale kilka koncertów to zwykły absurd! – krzyknął
rozwścieczony – A ty Shinoda, jeśli dalej będziesz tak myślał o odwoływaniu
takich wydarzeń to faktycznie, skończysz jako muzyk. Ale na ulicy, który będzie
zbierał marne grosze na utrzymanie rodziny.
-
Ja…
-
I tak jesteśmy dla was pobłażliwi – uświadomił muzykowi wysoki facet, można by
było rzec, że nawet z niewielką nadwagą – Powinniśmy już was od początku byli
wyrzucić na zbity ryj. Ale nie, „Ja widzę w nich potencjał na gwiazdy, oni coś
osiągną!”.
-
I jeszcze to zrobimy.
-
Mam nadzieję – odparł po chwili zdenerwowany – Bo jak na razie po tym wszystkim
co wyprawiacie, widzę w was gwiazdkę jednej płyty i tyle.
Zdenerwowany
i sfrustrowany Shinoda spróbował uspokoić się z własnych myśli w duchu. Nie
chciał wyskoczyć z czymś, co by mogło spowodować katastrofalne skutki, zresztą
powinien się słuchać chłopaków z zespołu.
Ale nie Shinoda, ty zawsze musisz
pokazać, że jesteś najmądrzejszy.
Przewrócił
zirytowany oczami, postanawiając jeszcze raz zacząć prowadzić dyskusję, tylko
bez uciążliwego monologu szefów.
-
Ja rozumiem wszystko – zaczął niepewnie, ale z lekką stanowczością w głosie – Ale
tragedia jednego z nas dla zespołu też nie jest łatwa. Nie możemy ruszyć z
nowym materiałem, stoimy w miejscu, a najgorsze jest to, że odwołaliśmy już
jeden koncert. Próbuję być choć raz ludzki – stwierdził patrząc na coraz
bardziej zirytowanych mężczyzn – Chester ma talent, doskonale o tym wiecie. Nie
zamieniłbym Chestera na żadnego innego wokalistę, bo jest dla mnie i dobrym
znajomym oraz doskonałym muzykiem. Jednak Chester to Chester. Jego charakter
jest ciężki. Nie zmusi się go z dnia na dzień do kochania życia. Nie znam go
tak dobrze jakbym chciał go znać, ale czasami się po prostu się nie da udawać
do upadłego, że wszystko jest idealnie.
-
Do czego ty niby dążysz? – Spytał po raz kolejny – Przecież już wyjaśniłem
wszystko, co miałem do wyjaśnienia.
-
Po prostu u niego byłem i widziałem to jego załamanie. Czas. On potrzebuje
czasu. Każdy z nas go potrzebuje. Chester nie stanie na nogi tak z dnia na
dzień. Następny koncert mamy za dwa tygodnie. Chester jest tak rozchwiany, że
nie jestem pewien czy on czasem nie wyskoczy na scenę i nie zacznie ryczeć lub
się zamknie w sobie. Już niczego nie jestem pewien.
-
Może w końcu powiesz czego oczekujesz, a nie bawisz się z nami w kotka i
myszkę?
-
Jeszcze jednego odwołanego koncertu.
-
To niesie ze sobą koszty.
-
Niewielkie.
-
Ale niesie – jego wzrok aż przeniknął po Shinodzie, który za wszelką cenę
chciał wynegocjować odwołanie następnego wydarzenia – Panie Shinoda, ja nie
wiem czy ty jesteś tego świadomy, że od pewnego czasu to wy tutaj pożeracie nam
kasę, a my nic nie otrzymujemy w zamian. Może w końcu przyłożylibyście się do
roboty i jednak pokazali na co was stać, a nie tylko żerowali na naszej
cierpliwości…
-
Niech pan będzie bardziej ludzki, tylko o to proszę.
-
Tam są drzwi – mężczyzna wskazał Mike’owi drogę do wyjścia – Sądzę, że nasza
rozmowa dobiegła końca.
Brunet
wstał i spojrzał na niego. Wściekły za to, jak został potraktowany, przysunął
się do niego i odparł:
-
Przypominam panu, że nasza płyta sprzedała się doskonale, mimo tego, że się na
to nie zanosiło. Nie jesteśmy typowymi muzyczkami, którzy na zawołanie będą
robić piosenki albo albumy. Nie będziemy tworzyć na siłę, tylko dlatego, że
ludzie oczekują od nas nowego krążka.
-
Shinoda, jeszcze jedno słowo, a wylecicie.
-
Powinien pan doskonale wiedzieć o co mi chodzi, tylko zawsze zgrywa pan dumnego.
Powinien pan to zmienić prędzej czy później.
Po
tych słowach usłyszał tylko głośne westchnięcie, które jeszcze bardziej go
zirytowało i wyszedł z sali. Czując niesamowicie silną wściekłość zacisnął
dłonie w pięści uświadamiając sobie, że to był pierwszy raz, gdzie postanowił
przeciwstawić się temu choremu człowiekowi.
***
-
Byłeś z tym na policji?
-
Zastanawiam się właściwie teraz czy ma to sens – odparł po chwili – Wiem,
powinienem myśleć o tym wcześniej, no ale jednak jeśli ja się spotkam z nim na
własną rękę będę miał z tego większą satysfakcję.
-
Nie baw się teraz w chore satysfakcje, tylko pomyśl logicznie – odparł Ben
podsuwając pod jego nos karteczkę z
numerem telefonu. Bennington stwierdzając, że policja jedynie przeszkodzi mu w
zamiarach, odsunął ją od siebie i spojrzał na Bena.
-
Tu nie chodzi też o moją dumę, tu chodzi też o to, że ta sprawa dotyczy mnie, a
nie jakiejś chorej policji, która udaje, że coś znalazła.
-
Zawsze byłeś dumny Chest, każdy o tym wie.
-
Może znowu zacznijmy temat jaki Chester jest zły w tym co robi?
-
O co ci chodzi człowieku? – Spytał zdezorientowany.
-
Nie ważne – machnął ręką i dodał po chwili – Oni mi i tak nie pomogą.
-
Wiesz już coś o Maddie przecież – Bennington spojrzał na niego wzrokiem
zabójcy. Już w tej chwili wiedział o co mu konkretnie może chodzić – Może czas
przestać myśleć o tym, że policja to tylko szerzące się zło?
-
Wcale tak nie myślę…
-
To dzwoń.
Nie
słuchając już więcej swojego sumienia złapał za telefon i wybrał numer, który
kilka dni temu otrzymał od młodej kobiety.
-
Słucham? – Tak jak myślał, w słuchawce odezwała się ta sama osoba, którą
widział kilka dni temu.
-
Z tej strony Chester Bennington – zawahał się, lecz po chwili zaczął mówić
dalej – Ja dzwonie w sprawie prowadzonego śledztwa dotyczącego Maddie Benson.
Pamięta mnie pani?
-
Oczywiście – odetchnął z ulgą, gdyż to oszczędziło mu wiele czasu – Czy coś się
stało?
-
Restauracja „Jeremy’s World”, dzisiaj o godzinie dwudziestej. Trafi pani?
-
Myślę, że tak – odparła bardziej rozluźniona.
-
To widzimy się później – rzucił jej i odłożył słuchawkę wpatrując się w
uśmiechniętego przyjaciela.
***
-
Proszę usiąść – odparł Chester siadając po drugiej stronie. Spojrzał na
kobietę, która mimo jego obaw, zachowywała profesjonalizm.
Usiadła
naprzeciw Benningtona i wyciągnęła z torebki mały notes, który położyła na
stoliku. Popatrzyła na niego, a widząc jego lekki uśmiech odwzajemniła go.
- Już
z samego początku chcę panu wielce podziękować za zmianę zdania – zaczęła po
chwili – Myślałam, że się pan nie odezwie i zostawi nas z tym wszystkim samych.
- Maddie
to osoba, którą kochałem, tak więc zostawienie tej sprawy w obce ręce nie
byłoby w moim stylu – odparł i po chwili zauważył kelnera, który stanął obok
nich.
-
Dobry wieczór. Mógłbym już przyjąć zamówienie?
-
Dwie niewielkie kawy – odparł Chester.
- Ale
ja…
-
Na mój koszt – uśmiechnął się do kobiety, która wiodła wzrokiem za odchodzącym
mężczyzną.
-
Tak więc… - zaczęła po chwili – Chciał pan ze mną porozmawiać, prawda?
-
Wahałem się tak naprawdę czy załatwiać tę sprawę z osobami drugimi czy
samotnie, ale uznałem, że poniekąd mogłoby mi to przysporzyć wielu kłopotów –
Bennington spojrzał na powracającego kelnera i przyjął od niego zamówienie,
kładąc filiżanki bo obu stronach stolika – Kilka dni temu spotkałem się z
siostrą Maddie. Ona była z nią bardzo zżyta, mógłbym nawet rzec, że były nie
dość dla siebie rodzeństwem, ale także przyjaciółmi. Ona wiedziała o Maddie
wszystko i odwrotnie. Dowiadywałem się o nich wielu rzeczy, a ostatnio dowiedziałem
się od Aileen bardzo ważnych rzeczy.
-
Aileen? – Spytała po chwili.
-
Siostry Maddie – sprostował szybko i ciągnął dalej – Moja ukochana miała
spotkać się z Jeffem Rogdersem kilka dni przed śmiercią. Nie wiedziałem o tym,
gdybym wiedział na pewno bym do tego nie dopuścił. Zawsze mieliśmy z tym
kolesiem problemy.
-
Dlaczego zmarła z nim zerwała?
-
Poznałem Maddie przez przypadek, była jeszcze wtedy w związku. Impreza u
znajomego, a ona była osobą towarzyszącą Jeffa. On był duszą towarzystwa, jeśli
ktoś w promieniu pięciu kilometrów wypowiedział słowo ‘impreza’ on od razu się
zjawiał, bez wahania.
Tamtego
wieczoru Jeff po alkoholu zbyt bardzo się zagalopował. Najpierw wszczął
awanturę, a potem gdy kazałem mu się uciszyć dostałem od niego w ryj osobiście.
Nawywijaliśmy tam niezły cyrk, sprawa trafiła na policję.
Kilka
dni później spotkałem Maddie osobiście, chciała wyjaśnić tę całą sprawę oraz poprosiła
mnie o to bym nie składał większych doniesień na Rodgersa. Odpowiedziałem jej,
że to i tak nie ma sensu oraz nie miałem tego w zamiarze, a ona w końcu dała
namówić się na kawę.
Zaczęliśmy
się częściej spotykać, oczywiście za plecami Rodgersa, który coraz więcej
imprezował, bił się i trafiał na policję. Ja też miałem wiele spotkań ze służbą
prawa, ale ten koleś przebijał mnie jak tylko mógł.
Maddie
porzuciła go parę miesięcy po naszym spotkaniu, głównie z mojego powodu, ale
koleś nie odpuścił. Zależało mu na niej więc śledził ją, przymuszał do powrotu
oraz wszczynał kolejne awantury ze mną w roli głównej.
Z
Jeffem nie mieliśmy kontaktu od bardzo długiego czasu, on wyjechał do Anglii,
gdy uświadomił sobie, że to rzeczywiście nie ma sensu, a my zostaliśmy tutaj,
bez psychopatycznego kolesia. Tylko nie rozumiem dlaczego po tych kilku latach
chciał spotkać się z Maddie. Przecież myślałem, że to zakończony rozdział w naszym
życiu.
-
Niekiedy ludzie potrafią być bardzo przywiązani do osób, które się kochało.
-
Ale to nie było już przywiązanie. To był zwykły psychopata. Nie odstępował jej
na krok.
-
Myśli pan, że pan Rodgers może być zaplątany w tę całą sprawę?
-
Myślę, że miał w niej udział i to nawet spory.
-
Wcześniej twierdził pan, że były pani Benson nie podniósłby za żadne skarby
ręki na ofiarę. Nie przeczy w tej chwili pan sam sobie?
-
Być może – stwierdził po namyśle – Ale ludzie się zmieniają. Zmienia ich inne
otoczenie, zmieniają go inni ludzie. Z nim mogło być tak samo.
-
Sprawdzimy pana Rodgersa, a pan – spojrzała na niego upijając ostatni łyk kawy
– A pan niech nie robi żadnych głupstw, może pan się jeszcze nam na coś
przydać.
Uśmiechnął
się po chwili i spojrzał na jej spuchnięte policzki od zimna. Przejęta
wyciągnęła z torebki swój telefon i spojrzała na godzinę.
Po
chwili wstała i nie otrzymując żadnych innych informacji od mężczyzny podała mu
dłoń.
-
Dziękuję jeszcze raz za to, że zdecydował się pan do mnie zadzwonić. Jakby co nadal
jestem do dyspozycji – odparła i odsunęła od niego dłoń – I jeszcze jedno –
bardzo dobra kawa, dziękuję.
Uśmiechnęła
się po raz kolejny i wyszła z pomieszczenia nie spoglądając już w stronę
mężczyzny.
***
Shinoda
wszedł do swojego mieszkania wiedząc, że noc, którą spędzi będzie jedną z
najgorszych w jego życiu. Nikt go tak jeszcze nie upokorzył, nikt nie zadał mu
aż takiego ciosu w serce.
A
gdyby tak przez niego cały zespół był spłukany? Gdyby ich wywalił na zbity ryj
co by zrobili?
Sądził,
że udaje mu się załatwiać przeróżne sprawy, ale oni byli tak nie ugięci, że nie
mógłby sobie wyobrazić co by się stało, gdyby nadal brnął w potyczki słowne z
tym bucem.
Wszedł
do kuchni i otworzył lodówkę chcąc wydostać z niej coś zjadliwego. Nie znalazł
nic, na co by miał ochotę i trzasnął z całej siły drzwiczkami. Zdenerwowany
oparł się dłońmi o blat i nagle usłyszał za sobą kobiecy głos.
-
Mike, coś się stało?
-
Jeszcze nic – westchnął i podniósł się patrząc na zdezorientowaną kobietę.
Podszedł do niej, pod drzwi do salonu i pocałował ją w czoło na przywitanie.
Uśmiechnęła się z powodu tego rytualnego gestu i spojrzała na jego wściekłą
twarz.
-
O co chodzi? Coś w pracy?
-
Nie mówmy nic o niej, bo mnie szlag jasny trafi – odparł i usiadł naprzeciw
telewizora włączając jakikolwiek program telewizyjny – Zawsze tylko „Och,
Shinoda ty głupcze, nie jesteście zespolikiem godnym wiary, znowu nas pakujecie
w kłopoty, sprawiacie nam po raz kolejny zawód…”
-
Chodzi o Chestera i te koncerty? – Spytała po chwili siadając obok niego.
-
Nie wiem jak taka banda kretynów może prowadzić tak poważną firmę. Chyba
wydarto im w młodości rozum, serce i ludzkie myślenie, a zostawili chciwość na
kasę.
-
Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
-
O Chestera może nie aż tak bardzo jak o mój pomysł z koncertami.
-
Jeśli powiedział ci, że da radę zagrać z wami to nie wiem dlaczego robisz z
tego taką aferę – szatynka spojrzała na niego. Zaskoczony był tym spostrzeżeniem,
przecież tu nie chodziło tylko o niego.
-
Ja wiem, że Chester coś odwali. Ja jestem o tym święcie przekonany. Już raz tak
było, że był tak załamany nerwowo, że przejechał na fałszu połowę koncertu.
-
A może trochę wiary w niego? – Zasugerowała mu – Mike, świat nie kończy się na
zawalonym koncercie. Nigdy nie jest idealnie, doskonale o tym wiesz.
-
O co ci chodzi Lauren, co?
-
Nie denerwuj się tak, po prostu przesadzasz. Daj mu szansę. Odwołaliście ten
następny koncert?
-
Tak, ale tylko ten jeden.
-
A na tej drugi on już będzie w stanie dać swój popis. Zresztą dobrze mu to
zrobi.
Mike
tylko powiedział w myślach O mój Boże
i przewrócił oczami. Poczuł tylko jak kobieta odebrała jego ręki pilot do
telewizora i przełączyła na jakąś, według Mika’a, denną wenezuelską telenowelę.
Kobieta oparła się o jego ramię, chcąc na chwilę podtrzymać go na duchu, ale i
tak doskonale wiedziała, że to będzie trudne doprowadzić go do wcześniejszego
stanu.
Nagle
Shinoda wstał jak poparzony i zaczął szukać swojego telefonu. Kobieta patrząc
na niego w zdumieniu po chwili zrozumiała
-
Jeśli chcesz znowu zadzwonić do wytwórni to nie w moim towarzystwie – zarzuciła
mu kobieta i odsunęła się od niego. Wiedziała, że jeśli Shinoda znowu będzie
prowadził pogadanki z tymi mężczyznami to atmosfera w tym domu do końca
wieczora będzie nie do zniesienia.
-
Nie dzwonię do nich – sprostował szybko – Dzwonię do Brada.
-
Po co? – Spytała zdziwiona.
Boże, żeby to nie jego nowy super
genialny pomysł…
-
Zbieram ludzi w studio, dzisiaj wieczorem. Wybacz Lauren – przybliżył się do
niej i złożył delikatny pocałunek na jej ustach – Będę późnym wieczorem, nie
czekaj na mnie z kolacją.
Ona
tylko kiwnęła głową, wiedząc, że ten człowiek jeszcze nie raz ją zaskoczy.
Wiem, powinnam go dodać wcześniej, ale brak internetu sprawił, że dodaję go dzisiaj.
Szczerze?
Uważam, że ten rozdział nie należy do moich udanych, jakoś mi szczerze mówiąc nie przypadł do gustu. Jak na razie się nic nie dzieje, ale to tylko kwestia czasu.
Myślę, że za niedługo się rozkręcę :)
Pozdrawiam :)
Swietnie naprawde.
OdpowiedzUsuńCiesze sie ze Carmen o Chazz pogpdzili sie.
Carmen ma adoratora - nie wiem co o tym sadzisz.
Rozmowa Shinody z tymi gościami bardzo ciekawa.
Lauren wydaje sie ciekawa osoba.
Ciekawi mnie co wymyslil Mike.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na 18
Mika.
P.S. Dzis wieczorem pojaw sie 19
P.S.2 Sorry za bledy pisze z telefonu
http://klucze-krolestwa.blogspot.com/2015/08/rozdzia-19.html - nowy. Zapraszam
UsuńUlix wreszcie zabrała się do komentowania, wee.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten cały kryminalny wątek, ale chyba chciałabym, aby reszta zespołu też była zamieszana w śledztwo. Żeby razem zupełnie przez przypadek odkryli prawdę. Co Ty na to?
W ogóle to ten rozdział wydał mi się trochę krótki jak na Twoje standardy, ale to nie zmienia faktu, że mi się podoba.
Pewnie powinnam się domyślić paru rzeczy ale mam taki mętlik w głowie przez wenę na WOK, że ledwo wnioskuję cokolwiek z rzeczy, które sama wypisuję.
Idę sobie, bo inaczej moje zaćmienie mózgu Ci się udzieli.
I przy okazji zapraszam na 10 rozdział WOK.
Pozdrawiam i weny!